• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Pan Bóg wskazał mi drogę ustami mego taty

Wiem, że Bóg rzeczywiście mnie powołał. Po prostu mam pewność; choć nie przekreśla to w żaden sposób wolności człowieka. Byłam zawsze szczęśliwa ze swego wyboru i gdybym wybierała jeszcze raz, wybrałabym życie zakonne. Codziennie Bogu dziękuję i proszę, abym jak najlepiej Mu służyła do śmierci.

Siostra Cherubina Radzewicz opowiada, jak Pan Bóg wskazał jej konkretne Zgromadzenie ustami taty. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus w Dziejach duszy zaświadcza, że w życiu nie ma przypadków, kiedy patrzy się na nie w perspektywie pełnienia woli Bożej. Droga zakonna siostry Cherubiny, to doskonałe wypełnianie woli Boga w codzienności życia zakonnego.

Pochodzę z parafii Smolniki, diecezji ełckiej. Od profesji zakonnej do chwili obecnej upłynęło 57 lat, powrót pamięcią do tamtego czasu, do korzeni swego powołania, jest łaską, za którą ponownie mogę podziękować Bogu. Na wybór życia zakonnego, wielki wpływ wywarła moja naturalna rodzina. Rodzice starali się żyć zgodnie z przykazaniami Bożymi, ich normą była codzienna wspólna modlitwa, coniedzielna Eucharystia, szacunek do Kościoła i kapłanów. Jak tylko pamiętam, w niedzielę zwłaszcza w adwencie budził nas śpiew Godzinek do Najświętszej Maryi Panny, (tata śpiewał w chórze parafialnym). W naszej rodzinie urodziło się pięcioro dzieci (tatuś żeniąc się z mamą, był już wdowcem i ojcem również pięciorga dzieci, które wkrótce po urodzeniu odchodziły z tego świata, na koniec odeszła żona).

Mama wychodząc za mąż, miała 32 lat życia i doświadczyła trudów życia. Pomagała swojej owdowiałej matce w wychowywaniu młodszego rodzeństwa, była najstarszą wśród dwanaściorga dzieci.

Pamiętam, że rodzice w życiu codziennym autentycznie kierowali się wolą Bożą i wielkim zaufaniem do Boga. Mama mówiła, że będąc jeszcze panienką, pragnęła mieć więcej dzieci by móc je oddać Bogu. Bóg wysłuchał cichego pragnienia, i łaskawie wejrzał, powołując do życia zakonnego trzy jej córki.

Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy przyszła myśl o życiu zakonnym, wiem tylko, że bardzo wcześnie, choć w międzyczasie przychodziły różne myśli. Decydującą chwilą, kiedy już powiedziałam mamie, że chciałabym pójść do zakonu, były wakacje. Wtedy młodsza siostra zamierzała podjąć dalszą naukę w Liceum Pedagogicznym. Obawiałam się, że po jej wyjeździe nie będę mogła spełnić swego pragnienia. Mama po rozmowie ze mną powiedziała mi: “jesteś starsza i ty pierwsza wybieraj”. W najbliższą niedzielę po Mszy świętej zabrała mnie do księdza proboszcza śp. Eugeniusza Berezowskiego szukając pomocy w rozeznaniu autentyczności powołania. Pamiętam, – ksiądz miał krytyczny sąd ale i realistyczne spojrzenie na życie zakonne. Opowiadał różne historyjki, być może prawdziwe, a może chciał wypróbować moje powołanie, ale mimo wszystko, nie zmieniłam zdania. Po jakimś czasie ksiądz proboszcz napisał list i skierował mnie do sióstr w Studzienicznej (Siostry Rodziny Maryi).

Pan Bóg prosto pisze nawet na krzywych liniach. Już jadąc do Studzienicznej, przyjechałam z rodzicami do Suwałk. Nie wiem dlaczego długo w tym czasie nie było autobusu, być może, został kurs odwołany, zdecydowałam – jadę pociągiem. Po pewnej chwili tatuś zauważył siostrę zakonną przed kościołem św. Aleksandra. Była to siostra Katarzyna Fabisiak i powiedział mi: „Zobacz tu jest jakaś siostra, po co masz szukać gdzieś daleko”. Bez chwili zastanowienia podbiegłam do siostry i powiedziałam jej o swoim zamiarze; szukam klasztoru. Siostra zaprosiła nas do domu gdzie mieszkała – był to piątek, pamiętam po drobnym szczególe, siostra poczęstowała nas jajecznicą. Po rozmowie z siostrami zaraz napisałam list do matki generalnej i poprosiłam o przyjęcie do Zgromadzenia. Od tego czasu, kilka razy w tygodniu odwiedzałam siostry, po prostu „ciągnęło” mnie to miejsce. W domu, częste wyjazdy, wzbudziły zainteresowanie. Stryjek mieszkający z nami zapytał najmłodszą siostrę – dziś siostrę Felicję – dlaczego tak często jeździ? Siostrzyczka odpowiedziała: „czegoś do zakonu”. Po powrocie doświadczyłam małej próby swego powołania ze strony stryjka. Tato też tłumaczył, że jestem jeszcze za młoda.

Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi w dniu 2 sierpnia razem z siostrami jadącymi na rekolekcje zakonne wyjechałam do klasztoru w Rychnowie. Po zakończonych rekolekcjach zostałam przez matkę generalną skierowana na drugi kraniec Polski, do Ścinawki Dolnej k. Kłodzka, gdzie jest prowadzony Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci.

Ta przygoda, rozpoczęła się w sierpniu 1961 r. W trudnych chwilach, zawsze miałam w pamięci, że jestem na właściwej drodze i we właściwym Zgromadzeniu, bo to Pan Bóg mi ją wskazał ustami mego taty. Powołanie odbieram, jako bezpośrednią interwencję Boga i szczególne dotknięcie Jego łaski.

Wracając pamięcią wstecz, dostrzegam – ile Pan Bóg udzielił łask. Mając w sercu poczucie ludzkiej słabości, lepiej dostrzega się zaufanie Pana Boga zapraszającego do współpracy, a w duszy rodzi się wielka wdzięczność, bo życie zakonne – mimo wielu trudności – jest piękne. A jeśli jest przeniknięte łaską Bożą daje radość i pokój serca. Wiem, że Bóg rzeczywiście mnie powołał. Po prostu mam pewność; choć nie przekreśla to w żaden sposób wolności człowieka. Byłam zawsze szczęśliwa ze swego wyboru i gdybym wybierała jeszcze raz, wybrałabym życie zakonne. Codziennie Bogu dziękuję i proszę, abym jak najlepiej Mu służyła do śmierci. Chwała Panu za dar powołania.

s. Cherubina Radzewicz CST

Podziel się: