• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Choroba i śmierć

Grypa

Dnia 27 grudnia 1949 roku, czyli w oktawie świąt Bożego Narodzenia, biskup łucki zachorował na grypę. O jego chorobie wiemy między innymi ze wspomnianego już wcześniej listu, który s. Myra napisała i wysłała w imieniu biskupa do Warszawy dnia 11 stycznia 1950 roku. Jego adresatką była Pani Profesorowa Karolina Ponikowska. U dołu listu znajdujemy dopisek: Piszę list ten z polecenia Jego Ekscelencji Najprzewielebniejszego Księdza Biskupa, który chory leży na grypę.

Kroniki sióstr franciszkanek

Ta niegroźna z początku choroba zakończyła się jednak dla ordynariusza łuckiego śmiercią. Opis ostatnich dni biskupa znajdujemy w kilku źródłach, szczególnie sporządzonych przez siostry franciszkanki. W Kronice domowej sióstr franciszkanek ostatnie dni biskupa zostały opisane następująco:

27 stycznia 1950 roku
Do ogólnego schorzenia J. Eks. dorzuciła się astma sercowa i silne osłabienie.

6 lutego 1950 roku
Przybyło Consilium lekarskie z Torunia. Dr Kąkolewski i inni lekarze, którzy stwierdzili mocne osłabienie mięśnia sercowego.

8 lutego 1950 roku
Ks. Bp na własne życzenie został zaopatrzony sakramentami św.

9 lutego 1950 roku
O godz. 11.30 zmarł Ks. Bp Szelążek. Przed trumną zmarłego, wystawioną w salonie zamkowym przecisnęły się całe masy wiernych.

Ostatnie dni

Siostry franciszkanki sporządziły także dla potomnych opis ostatnich dni życia oraz śmierci biskupa, który opatrzyły tytułem: Krótki opis choroby i zgonu Jego Ekscelencji śp. Ks. Biskupa dra A. Szelążka. Tekst został spisany na Zamku Bierzgłowskim dnia 27 lutego 1950 roku, czyli kilkanaście dni po śmierci biskupa. Fakt powstania tego tekstu świadczy o tym, że osoba biskupa była i bliska i ważna zarówno dla samych sióstr, jak i szerokiego grona osób. Wskazują na to także słowa, które spotkamy w pierwszych zdaniach sporządzonego opisu:

Niezliczonym przyjaciołom Jego Ekscelencji śp. Ks. Biskupa Dra A. Szelążka nie mogłyśmy dać wiadomości o Jego zgonie i pogrzebie. Wiedząc jednak, jakie węzły przyjaźni łączyły śp. Najdroższego Arcypasterza z różnymi osobami – miłymi Jego wielkiemu, szlachetnemu sercu, przesyłamy następujący krótki opis ostatnich dni Jego życia.

Po uczestniczeniu jeszcze w uroczystej „wigilii” Bożego Narodzenia w gronie Swego najbliższego Duchowieństwa, dnia 27 grudnia 1949 r. J. E. zachorował na grypę; lecz po dwóch tygodniach już wstawał na 4 – 6 godzin dziennie. Załatwiał jak zwykle swoją korespondencję, czytał, pisał, lecz czuł się bardzo osłabiony, co zaniepokoiło nas wielką obawą. Lekarz czynił co mógł, aby J. E. wrócił do sił, lecz osłabienie zwiększyło się razem z dusznością serca. Zwołane konsylium lekarzy zarządziło tydzień nieprzerwanego leżenia w łóżku dla wzmocnienia serca.

Było to w poniedziałek, dnia 6 lutego, w którym to dniu J. E. wyczekując lekarzy, spędził 8 godzin poza łóżkiem, modląc się siedząc, Różaniec w czasie godzin wypoczynku widziano stale w rękach Jego. We wtorek, dnia 7 lutego bardzo dokuczała duszność J. E. i czuł się zmęczony z powodu braku snu. Nigdy jednak nie narzekał, znosząc cierpliwie i mężnie te okropne cierpienia. Zastosowane środki chwilowo tylko przynosiły ulgę. W środę – dn. 8 lutego – rano zauważyłyśmy wielkie osłabienie. Radziłyśmy zaopatrzyć drogiego Chorego. Z właściwą sobie energią i akuratnością prosił J. E. o „ostatnie sakramenty św.” Na pytanie, czy pragnie też już przyjąć Oleje św. odpowiedział: „Tak, od razu”. Już od dłuższego czasu modliłyśmy się gorąco o zdrowie najdroższego naszego Ojca, ufając – przeciwko wszelkiej nadziei, błagając po prostu o cud. I zdawało nam się jakby Pan Jezus chciał wysłuchać nasze nieustanne błagania o to drogie nam życie, bo po z tak wielkim nabożeństwem zupełnie świadomym przyjęciu Sakramentów św., spędził J. E. cały dzień i noc spokojnie; z przerwami sypiał i posilał się herbatą z cytryną, której tak bardzo pragnął. Byłyśmy pełne nadziei, lecz nie długo. W czwartek rano – 9 lutego – nastąpiła wielka słabość, Przyjechali jeszcze Ks. wikary Generalny Prałat Kobyłecki i Ks. pułk. Kanonik Ławrynowicz i J. E. rozmawiał z nimi z wielkim wysiłkiem. Zdecydowano, natychmiastowe sprowadzenie raz jeszcze lekarzy, na co J. E. – zupełnie przytomny – się zgodził. Niestety – już nie zdążyli, bo niespodziewanie około 1/2 12 nastąpiło krótkie – spokojne konanie – i zgon, w obecności Ks. Ks. Prałatów i Sióstr. Chwilę przed zgonem prosił J. E. o różaniec, który poprzednio wypadł mu z rąk – i tak poszedł ten wielki Czciciel Najświętszej Maryi Panny – stale modląc się jak za życia – do wiecznej chwały.

Siostra Myra

Odwołajmy się do jeszcze jednego testu sióstr franciszkanek. Przełożona wspólnoty, s. Myra pisząc 8 lutego 1950 roku list do Jadwigi Nowowiejskiej napisała tak: Z wielkim smutkiem donoszę, że stan zdrowia Najukochańszego Ks. Biskupa jest beznadziejny. Został dziś zaopatrzony [sakramentami]. Spokojnie zgodzi się z Wolą Bożą, lecz my jeszcze nieustannie modlimy się o zdrowie- teraz o cud! Proszę gorąco się złączyć z nami i ubłagać jeszcze życie! U dołu listu znajdujemy dopisek: dn. 9.II o godz. 11:30 zmarł nasz najukochańszy Ksiądz Biskup.

Wspomnienia ks. Stanisława Kobyłeckiego

Ostatnie godziny życia biskupa Szelążka opisał także Wikariusz Generalny Diecezji Łuckiej ks. Stanisław Kobyłecki:

Dnia 8 lutego 1950 roku otrzymałem telefon od Ks. Wł. Ławrynowicza, abym natychmiast przyjeżdżał, bo Ks. Bp bardzo źle się poczuł. Pierwszym pociągiem wybrałem się z Olsztyna do Torunia. Przenocowałem na plebanii 9 lutego rano pojechałem do Zamku. Gdy wszedłem do pokoju, w którym leżał Ks. Biskup, chory był zupełnie przytomny, ucieszył się na mój widok; czuwała przy nim Siostra. Ks. Biskup poprosił ją, aby podała mu rosołu. Wypił parę łyków. Stan zdrowia był ciężki i zaczął się pogarszać. Zaproponowałem Biskupowi sprowadzenie trzech lekarzy z Torunia na consilium. Biskup zapytał, których lekarzy mam zamiar poprosić. Nie chciałem dłużej męczyć chorego swoją rozmową, oświadczyłem, że odejdę, a za 10 minut powrócę. Siostra pozostała przy chorym. Po zamówieniu lekarzy poszedłem na parter do pokoju Księży Prałatów. Nie upłynął kwadrans, jak wbiegła siostra i nerwowo krzyknęła: Ksiądz Biskup umiera… Na te słowa pobiegliśmy do chorego. Nastąpiła agonia. Trwała krótko. Na twarzy zarysował się bolesny skurcz. Udzieliłem ostatniej Absolucji, bo już przedtem przyjął Ostatnie Sakramenty.

Dk. prof. Waldemar Rozynkowski

Podziel się: