• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Pobyt w Wilnie i uzdrowienie

Tymczasem do Katarzyny Olechno dotarta wieść o organizowaniu pielgrzymki do Wilna. Od razu pomyślała o Mani i znowu zwróciła się do męża z prośbą o wyrażenie zgody na uczestnictwo jej i córki w pielgrzymce. Tym razem Kazimierz Olechno niezwłocznie przystał na prośbę małżonki. Aby dojść z Bagna do Wilna, trzeba było pokonać ponad 250 kilometrów. Niby nie dużo dla zdrowych pątników, ale w przypadku staruszki i dziewczyny prawie przyrośniętej do łoża, to mogło być jak pokonywanie  bezkresu. Jednak na pątniczym  szlaku znalazło się tylu młodych i silnych ludzi chcących dobrym uczynkiem wesprzeć pielgrzymkowe intencje, że co raz ktoś inny brał łoże z desek na swe ramiona.

Widok chorej dziewczyny spowitej w wełnę, na posłaniu zmierzającej do Wilna tak bardzo wzruszył jedną z pątniczek, że zaoferowała jej kontakt z wybitnym wileńskim lekarzem.  Na nic zdały się słowa Mani, ze nie ma pieniędzy. Nieznajoma kobieta oświadczyła, że sama pokryje koszty leczenia. Jeżeli rodzice kiedyś będą chcieli i będą mogli zwrócić pieniądze za doktora, to dobrze, a jak nie, to ona i tak stratna nie będzie. Zaraz po żarliwej modlitwie przed cudownym obrazem Pani Ostrobramskiej, po łzami zroszonym pożegnaniu z matka, Mania trafiła do szpitala, do owego wybitnego lekarza. Ten ją dokładnie obejrzał, zbadał, wypytał o przebieg choroby i w końcu zalecił dwutygodniową kuracja. Mania oniemiała. Jakże mogła leczyć się w Wilnie nikogo tam nie znając, nie mogąc liczyć na czyjąkolwiek pomoc, a przede wszystkim na zakwaterowanie. Była bez grosza przy duszy. Ale i w tym przypadku znaleźli się dobrzy ludzie gotowi do wsparcia nieszczęsnej dziewczyny. Ktoś zawiózł ją do folwarku położonego na obrzeżach miasta i przekazał pod opiekę mieszkającej tam kobiety. Była to bardzo miła i uczynna osoba, podobnie jak jej mąż Rosjanin. Owe małżeństwo  przyjęło pod swój dach dziewczynę z dalekiego Bagna i potraktowało ja jak własną córkę. Gospodarze żywili ją, opierali,  układali do snu, wozili do lekarza. Mania, nie mogąc odwdzięczyć się dobrami materialnymi, opowiadała im te wszystkie cudowne historie z życia Maryi i świętych Pańskich, o których czytała jej matka. Wzruszona gospodyni oświadczyła, że opowieści, których wysłuchała wystarczą za wszelką zapłatę.

Kuracja  zastosowana wobec Mani polegała na codziennym obmywaniu jej ciała zimną woda Willi. Podtrzymywana przez lekarza dziewczyna wchodziła do rzeki po betonowych schodkach, ale była tak słaba i odwykła od pionowej  pozycji ciała, że drżała z obawy przed upadkiem w nurt rzeki. Dodatkowo, targał nią lęk, że dzieje się z nią coś dziwnego, wręcz nienormalnego. Zimna woda, zamiast jeszcze bardziej schłodzić jej wyziębione ciało, zaczęła ją rozgrzewać. Była przerażona, iż z powodu  tych  anomalii  umrze  z dala  od  rodzinnego  domu, a ojciec z matka nawet nie dowiedzą się o jej tragicznym zgonie. Ale jeszcze wtedy nie  dane jej było zakończyć żywota. Wróciła do folwarku, gdzie gospodyni, zgodnie z zaleceniem lekarza kontynuowała terapię. Obmywała ją zimną woda, po czym intensywnie, aż do zaczerwienia skóry, wycierała jej ciało ręcznikiem. Przez czternaście kolejnych wieczorów zabieg był ponawiany dokładnie według wskazówek doktora. W ostatnim dniu kuracji, po raz pierwszy od trzech lat, Mania samodzielnie stanęła na nogach i zrobiła kilka kroków. Ośmielona sukcesem przeszła dłuższy dystans, i jeszcze dłuższy. I zaczęła biec. Była głęboko przekonana, że „Panna święta, co Jasnej broni Częstochowy i w Ostrej świeci Bramie” do zdrowia ją powróciła cudem.

Marek Hyjek

Białostockie Studia Historyczno-Kościelne

Podziel się: