Starajcie się najpierw o Królestwo Boże
Niedziela. Z szeroko otwartych drzwi kościoła w Alencon zaczęła wypływać fala ludzka na ulicę. Pierwsze szeregi tejże fali stanowili ludzie, którzy mało co mieli do powiedzenia Panu Bogu. Na nich czekali już przed kościołem ci, którzy w ogóle nie doznawali potrzeby porozmawiania ze swoim Stwórcą.
Na twarzach ludzi wychodzących z kościoła malowało się zadowolenie ludzi sytych. Oddawszy co Bożego Bogu, zaczęli myśleć o cesarzu, identyfikując go ze swoim ,,ja”. Albowiem kiedyż jest lepsza sposobność w małym miasteczku, aby zaprezentować wszystkim krewnym i znajomym swoją nową, jedwabną sukienkę, wymyślny kapelusz lub zgrabny pantofelek. Z drugiej też strony, nie ma lepszej okazji do obmówienia każdego bliźniego, począwszy od rubasznego i przytęgiego proboszcza, poprzez strzelającego oczyma młodego wikarego, a skończywszy na ,,dzisiejszej” młodzieży, która zamiast przykładnie się modlić, tylko filuternie uśmiecha się znad książeczek, i to nie do świętych Pańskich ckliwie patrzących się z obrazów, ale do siebie wzajemnie.
Tłum pomału topniał i rozpływał się ulicami miasta, wsiąkał w mieszkania, bazary, sklepy, kawiarnie… Wielu mieszkańców pobliskich wsi korzystało ze sposobności pobytu w mieście i po wysłuchaniu Mszy św. załatwiało sprawunki w otwartych sklepach. Do jednego tylko sklepu z napisem ,,Zegarmistrz” nie mogli się dostukać.
Ludwik, wracając z kościoła, zastał grupkę ludzi, energicznie pukających do drzwi zamkniętego swego sklepu.
– Panie Martin, dobrze, że już pan wraca – odezwał się jeden z klientów. Chcę kupić zegarek dla syna.
– A ja szkiełko do omegi.
– A zegary na ścianę są?
– Niestety, proszę państwa – odezwał się Ludwik – dzisiaj sklep zamknięty.
– Dlaczego?
– Bo dzisiaj niedziela.
– No to co z tego? – w tonacji pytania przebijało zdenerwowanie.
– Czy mam państwu przypominać, że w niedzielę tylko sam Pan Bóg ma być obsłużony? Proszę przyjść w ciągu tygodnia.
Z całej postaci Ludwika wionęła stanowczość. Ludzie zawiedzeni zaczęli się rozchodzić.
– Dziwak! – mruknął jeden z nich.
– A może święty? – zareplikował drugi.
– Jak tam zdrówko? – do zamyślonego Ludwik podszedł sąsiad.
– Dziękuję, gorzej – zaśmiał się zagadnięty.
– Nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy – ciągnął dalej rozmowę sąsiad – ale jest pan nieroztropny. Bądźmy szczerzy, przed chwilką zrezygnował pan z zarobku, który wystarczyłby na utrzymanie rodziny przynajmniej na trzy dni. I to dlaczego? Dla czyjego dobra? Dla jakiej zasady? Przecież na pewno Pan Bóg nie jest aż tak drobiazgowy, żeby zważać na takie drobiazgi. Boi się pan, że ludzie obgadają pana przed proboszczem? W takim razie trzeba było interesantów wpuścić przez tylne drzwi. W ten sposób i owca cała i wilk syty.
– Mój drogi panie! – odparł Ludwik.
– Właściwie to powinienem obrazić się, że pan bierze mnie za rasowego faryzeusza, który kieruje się względami ludzkimi. Pomylił się pan. Często powtarzam słowa św. Pawła: ,,Mnie jest najmniejsza, abym sądzony był przez ludzi. Moim sędzią jest Pan.” Tylko z sądem Pana Boga się liczę. A sądzony będę z miłości. A miłość Boga poznaje się po wypełnieniu woli Bożej, gdyż Chrystus wyraźnie powiedział: ,,Ci Mnie kochają, którzy pełnią przykazania moje.” A przykazania Boże nakazuje nam dzień święty, święcić. Przeto wniosek jest jasny.
– Owszem jasny, ale nie przesadzajmy. Przecież z czegoś trzeba żyć?
– Kochany sąsiedzie! Jeszcze w żadną niedzielę i święto nie sprzedałem nawet za jednego franka najmniejszej rzeczy. A mimo to, a może dlatego, nigdy nie brakło dla mojej rodziny ani chleba, ani ubrania. Co więcej, jeszcze możemy podzielić się żywością i ubraniem z biednymi. Spełniają się na naszej rodzinie słowa Pana Jezusa: „Starajcie się naprzód o królestwo Boże i sprawiedliwość jego, a to wszystko będzie wam przydane.” I rzeczywiście jest mi przydane wszystko, co potrzebuje do utrzymania rodziny.
– Hmm, dla mnie to zbyt abstrakcyjne. Czysta filozofia.
– A dla mnie to bardzo proste, tak proste, jak prosta jest Ewangelia, jak prostym jest sam Bóg. Tylko my ludzie z życia naszego czynimy łamańce myśli i czynu, sądząc, że wbrew woli Bożej albo mimo niej, uczynimy szczęśliwym przyszły świat, co w praktyce jest złudą i rozczarowaniem, które musi przejść każde pokolenie ludzkości.
o. Władysław Kluz OCD
Fragment książki: Dobre drzewo