• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Działalność charytatywna w Chicago

W ostatnich dniach lipca po całej Ameryce rozniosła się wieść o wybuchu wojny światowej w Europie. Chociaż Stany Zjednoczone nie od razu przystąpiły do wielkiej wojny, to jednak na każdym kroku było widać większe ożywienie, także i w gospodarce. Wszędzie pracy było pod dostatkiem. Maria znalazła zatrudnienie w zakładzie krawieckim. Przyszywała guziki do wykończonych ubrań. Znowu miała swoje własne pieniądze. Na początek nieduże, ledwie na chleb wystarczające. Pewnego razu poszła do kościoła. Modliła się tak żarliwie, że nawet nie zauważyła, jak ktoś wyciągnął jej z torebki ostatnie 2dolary. Głodowała przez trzy kolejne dni, aż do następnej wypłaty.

Po okresie trudu, biedy i osamotnienia, wreszcie do Marii uśmiechnęło się szczęście. Dostała pracę w dużym zakładzie konfekcji męskiej. Nie była to lekka praca, ale za to lepiej płatna. Do Chicago nadal przybywało mnóstwo imigrantów potrzebujących ubrań, a poza tym szyto na zapas, na wypadek wojny. Dlatego w zakładach krawieckich nie zaprzestawano pracy ani w dzień, ani w nocy. Ubrania wręcz produkowano na skalę przemysłową.

Początkowo Maria miała problemy z obsługą nowoczesnej maszyny, ale za matczyną poradą w modlitewnym błaganiu zwróciła się do Przenajświętszej Panienki: ,,Matko Boża, naucz mnie jak mam szyć… dopomóż mi… ratuj”.  Zaraz po tym westchnieniu podszedł do niej sam kierownik – rosyjski Żyd. Pochylił się nad nią, uśmiechnął się czule i zwracając się do niej po rosyjsku, cierpliwie zaczął ją pouczać, jak obsługiwać maszynę. Marysia szybko uporała się z pierwszymi niepowodzeniami. Jeszcze przez pewien czas kierownik przychodził do jej stanowiska. Przyglądał się, poprawiał i kierując ku niej serdeczny uśmiech, chwalił. Za szycie na maszynie Maria dostawała od 15 do 30 dolarów miesięcznie. Żyła dość skromnie, więc co miesiąc mogła sobie odłożyć dużą sumę pieniędzy.

Pomimo pracy zawodowej Marysia nadal pozostawała w bliskim kontakcie z nazaretankami. Siostra Zofia Kulawik wciąż była gotowa uczynić z niej zakonnicę. Jednak egzema nie dawała za wygraną. Nie dla Mani były mury klasztorne. Prawdopodobnie, wtedy, za sugestią jednej z nazaretanek, w jej sercu zaczęła kiełkować myśl o założeniu własnego zgromadzenia. Powodowana tą myślą, wynajęła duże, sześciopokojowe mieszkanie przy kościele św. Stanisława Kostki, po czym podnajęła je dziewczętom pragnącym doskonalić się w pobożnym wyznawaniu wiary. W chwilach wolnych od pracy Maria i jej dziewczęta wspólnie się modliły, czytały katolickie publikacje, jeździły do klasztorów na rekolekcje. Zaczęły udzielać się charytatywnie. Pomimo natłoku dobrowolnie podjętych obowiązków Maria znalazła czas, aby z zapałem angażować się w formacjach katolickich działających przy kościele św. Stanisława Kostki. Została członkinią Apostolstwa Modlitwy, Różańca Dziewic, Bractwa Serca Jezusowego, Arcybractwa Niepokalanego Serca Maryi i wreszcie Trzeciego Zakonu świętego Franciszka, któremu na szczeblu parafialnym przewodziła jako przełożona.

W tym czasie Maria nawiązała kontakt z redemptorystą Józefem Knapikiem, który na jej prośbę, został jej ojcem duchowym. Pod jego przewodnictwem rozwijała się sama i pomagała doskonalić się swoim dziewczętom. Niestety, ojciec Knapik musiał opuścić Chicago i udać się do kanadyjskiej Ottawy. Jednak kontakt ojca duchowego z córką duchową nie został zerwany. Redemptorysta słał do panny Marii Olechno listy, w których pouczał ją w sprawach rozwoju duchowego i nakłaniał do szczerych zwierzeń przelewanych na papier listowy. Przynajmniej jeden raz w miesiącu. W liście z 10 grudnia 1914 roku ojciec Knapik zalecał: “Pisz mnie wreszcie, co Cię smuci i co Cię weseli, a ja z tobą razem smutek i radość dzielił będę. Przede wszystkim wzywaj Maryję , zmów rano i wieczór 3 Zdrowaś na otrzymanie czystości i zachowanie jej”.

Wcześniej kiełkująca myśl o założeniu zgromadzenia, z upływem czasu zaczęła coraz intensywniej dojrzewać w sercu Marii. Wreszcie zaczęła ją obezwładniać. Chociaż była zadowolona z powołania wspólnoty pobożnych dziewcząt, to jednak dla niej ciągle było to za mało. To nie było wypełnienie ślubów. W momentach przygnębienia tłumaczyła sobie: “Jak Pan Jezus będzie chciał, żebym klasztor założyła, niech mi pomoże, żebym zdobyła pieniądze na ten cel. Natchnie dusze ofiarne, które pomogłyby mi założyć zgromadzenie zakonne i klasztor wybudować”.

W trudnych chwilach Maria zawsze wspomagała się modlitwą i dobrymi uczynkami. Możliwe, że już w latach I wojny światowej poznała księdza Floriana Chodniewicza ,proboszcza parafii św. Floriana w Chicago. Ksiądz Chodniewicz znany był w środowisku polonijnym jako, zagorzały patriota i społecznik. Można przypuszczać, że wiele akcji charytatywnych zorganizowanych przez Marię Olechno na amerykańskiej ziemi, było właśnie wynikiem jej współpracy z tym zacnym kapłanem.

W działalności  filantropijnej Maria przede wszystkim podejmowała wysiłki na rzecz osób odrzuconych poza nawias społeczeństwa, nierzadko z powodu choroby lub plagi alkoholizmu. Odwiedzała domy, do których inni bali się nawet zbliżać. Szczególnie interesował ją los dzieci z patologicznych środowisk. Domyślała się, że wiele z nich nie dostąpiło sakramentu chrztu świętego. I niestety często nie myliła się. Bywało, że czekała do wytrzeźwienia zamroczonych alkoholem rodziców, aby zaproponować im trzymanie do chrztu ich dzieci. Dzięki jej odwadze wyrażającej się w doskonałej miłości do bliźniego, wiele zaniedbanych maleństw, nierzadko bliskich śmierci, zostało włączonych do Kościoła.

Bliski jej sercu był także los kleryków i studentów teologii wywodzących się z niezamożnych rodzin. Za tych najuboższych opłacała naukę w seminarium, a nawet dla kilku z nich ufundowała stypendium.

Marek Hyjek 

Białostockie Studia Historyczno-Kościelne

Podziel się: