• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Dziecko oddane Maryi

Bagno – 1884

Pomimo zakazu wydanego przez carskiego urzędnika wieści o cudownym objawieniu się Matki Bożej pod Dolistowem szybko docierały do kolejnych wiosek rozłożonych wzdłuż lewego brzegu Biebrzy. Także pomimo zakazu dotyczącego zgromadzeń w tym miejscu setki, a może i tysiące ludzi pielgrzymowało na „bocianią łąkę”. Każdy chciał ujrzeć odciśnięte na kamieniu stopy Przenajświętszej Panienki i poprzez modlitewne błaganie uzyskać laski dla siebie i najbliższej rodziny.

Kiedy wieść o objawieniu dotarła do Katarzyny Olechno, ta zaraz była gotowa udać się w pobliże Dolistowa. Ze wsi Bagno, gdzie mieszkała, do owego miejsca naznaczonego obecnością Bożej Rodzicielki, było zaledwie 10 kilometrów. Nie wiadomo, czy ta pobożna kobieta poszła tam w procesji uformowanej przez mieszkańców Bagna, czy może raczej pojechała tam wygodnie umościwszy się na furze. Była bowiem w stanie błogosławionym i pieszo pokonując nawet krótki dystans, mogła odstawać od grona pielgrzymów. A nie była młodą kobietą, gdyż skończyła 45 lat, co na ówczesne czasy było już szacownym wiekiem.

Katarzyna Olechno, dotarłszy na miejsce cudu, żarliwie modliła się o łaskę szczęśliwego rozwiązania, po czym ofiarowała jeszcze nienarodzone dziecko wieczystej opiece Niepokalanemu Sercu Maryi i wyraziła pragnienie, aby w przypadku przyjścia na świat dziewczynki, wychować ją na zakonnicę.

Jesień 1884 roku była słoneczna i sucha, dzięki czemu już na początku października wykopki w Bagnie dobiegały końca. Jeszcze tylko kobiety i dzieci przekopywały motykami wcześniej rozgrzebane bruzdy, szukając w nich pojedynczych kartofli. Żadna bulwa nie mogła pozostać na polu, bo byłoby to równoznaczne z brakiem poszanowania dla darów bożych. Po wykopkach gospodyniom pozostawało jeszcze trzepanie lnu i sprzątanie ogrodów z warzyw okopowych i kapusty. Katarzyna Olechno, która jeszcze we wrześniu uwijała się po polu z motyką, wiedziała, że jak Bóg da, to na kilka dni oderwie się od pracy.

Rankiem siódmego października poczuła, że dziecko napiera jej na brzuch, pragnąc rychło pojawić się na świecie. Kazała więc sprowadzić akuszerkę i z różańcem w ręku zległa na łóżku, pokornie pokornie wyczekując wyroków bożych.

Jeszcze tego samego dnia rodzina Kazimierza i Katarzyny Olechnów powiększyła się o kolejną dziewczynkę. Wcześniej małżonkom urodziło się jedenaścioro dzieci: Franciszek (1861), Wincenty (1863), Piotr (1865), Feliks (1867), Zuzanna (1869), Antoni (1871), Michalina(1872), Wojciech (1874), Kazimierz (1876), Jadwiga(1878) i Anna(1880). Co do wyboru imienia dla noworodka nie było wątpliwości, ani żadnej dyskusji. Ofiarowana Niepokalanemu Sercu Maryi, a do tego urodzona w dzień Matki Bożej różańcowej powinna była nosić imię Bożej Rodzicielki. Jednak wówczas imię Maria było zastrzeżone jedynie dla Matki Jezusa, dlatego dziewczynkom nadawano imię Marianna. Za wyborem takiego imienia przemawiał również fakt, iż nosiła je ukochana siostra Katarzyny Olechno.

Równo tydzień po narodzinach dziewczynki, we wtorek 14 października, w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Anny w Kalinówce Kościelnej, ksiądz Kazimierz Lekstutowicz wyrzekł: „Marianno, ego te baptizo in nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti’”. Dziewczynkę do chrztu trzymał Antoni Olechno z żoną Józefą.

Zapewne nikt wówczas nie utożsamiał dnia narodzin Marianny dla Kościoła ze wspomnieniem świętej Małgorzaty Marii Alacoque przypadającym właśnie na 14 października. Owa mistyczka, czcicielka Serca Jezusowego, we wczesnym dzieciństwie cierpiała z powodu ciężkiej choroby, a później różne przeciwności losu przez wiele lat utrudniały jej wstąpienie do zakonu. Dość szybko okazało się, że Mania, podobnie jak święta Małgorzata, była wątłym i chorowitym dzieckiem. Jednak mimo to miała niezwykle pogodne usposobienie i potrafiła cieszyć się życiem. Uwielbiała stroić się i wiele czasu spędzała na zabawach z koleżankami. Nie musiała uginać się pod jarzmem codziennych obowiązków, gdyż jako najmłodsza córeczka rodziców, cieszyła się ich szczególnymi względami.

Marek Hyjek

Białostockie Studia Historyczno-Kościelne

Podziel się: