• Flaga Ukrainy

„Pracujmy razem dla zbawienia dusz.
Mamy tylko nasze życie – jeden dzień – by je ratować.
Następnym dniem będzie wieczność”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Matka od Ran Pana Jezusa – wspomnienie

WSPOMNIENIE O MATCE BERNARDZIE NAKONOWSKIEJ

Z Matką Bernardą spotkałam się po raz pierwszy przy wstąpieniu do zgromadzenia. Matka Bernarda zachwyciła mnie swoją postawą pełną godności, powagi, skupienia i modlitwy. Oczarowała mnie swoją dobrocią, miłością i pokorą. Gdy byłam postulantką pogryzł mnie pies. Matka sama zrobiła mi opatrunki,  a  co najważniejsze umyła mi nogi, co było dla mnie bardzo wymownym przykładem pokory i wielkim przeżyciem. Płakałam, nie dlatego, że ugryzł mnie pies i bolała mnie noga, ale dlatego, że  Matka Bernarda – Przełożona Generalna – umyła mi nogi w pozycji klęczącej i zrobiła opatrunek.

Matka Bernarda była dla mnie wielkim  autorytetem  i wsparciem moralnym. Pamiętam, że gdy byłam na placówce, gdzie było trudno i ciężko pod względem materialnym i duchowym, Matka przyjeżdżając do nas wspierała nas materialnie. Zawsze podtrzymywała nas na duchu, pocieszała, a gdy trzeba to skarciła, ale czyniła to z wielką miłością. Matka Bernarda mówiła, że piękne słowa nie wystarczą, trzeba swoim życiem wykazać, że naprawdę kochamy Pana Jezusa.

Matka Bernarda była dla mnie prawdziwą Matką. Gdy jako młoda zakonnica jechałam do lekarza i siostra, która mnie odprowadzała zatrzymała auto, bym pojechała “okazją”. Kiedy wróciła do domu została skarcona przez Matkę i musiała pojechać za mną, by sprawdzić czy szczęśliwie dojechałam.

Matka Bernarda była człowiekiem głębokiej modlitwy i wielkiego zawierzenia Bogu. Matce Bernardzie zależało bardzo na dobru zgromadzenia i poszczególnej siostry. Często widziałam Matkę, gdy do nas przyjeżdżała, jak długimi godzinami – szczególnie nocą – trwała na modlitwie, a także leżącą krzyżem. Kiedy byłyśmy w nowicjacie Matka Bernarda każdą z nas polecała Panu Jezusowi umieszczając nas w Ranach Pana Jezusa. Ja byłam w Ranie Ramienia Pana Jezusa dźwigającego krzyż.

Wydaje mi się, że Matka Bernarda nigdy nie chciała nikomu sprawić przykrości, by ktoś czuł się niezadowolony. Pamiętam, kiedy została utworzona Międzyzakonna Szkoła Pielęgniarstwa i trzeba było kogoś posłać do tej szkoły. Matka Bernarda przyjechała na placówkę, w  której byłam i wysunęła moją kandydaturę, choć nie miałam ani  zdolności, ani zamiłowania do tego zawodu. Matka Bernarda ukazała mi piękno tego zawodu, ile dobrego można zrobić, pomóc ludziom chorym i cierpiącym będąc  pielęgniarką.  Matka Bernarda przez cały czas nauki i po ukończeniu szkoły pytała mnie czy jestem zadowolona i czy nie gniewam się na Matkę za to, że wysłała mnie do szkoły pielęgniarskiej. Ja zawsze byłam i jestem ogromnie wdzięczna Matce za to, że zostałam pielęgniarką i mogę nieść pomoc ludziom chorym.

Żałuję tylko bardzo, że będąc przy śmierci Matki Bernardy, nie mogłam jej pomoc. Śmierć nastąpiła tak, że nie było czasu na żadną pomoc. Nastąpił silny atak kaszlu i duszność. Zdążyłam tylko wybiec na korytarz, by zadzwonić na siostry. Siostry natychmiast przybiegły, ale Matka Bernarda kończyła życie. Zaczęłyśmy się modlić. Próbowałyśmy jeszcze zrobić zastrzyk, ale już nie można było. Matka Bernarda spokojnie odeszła do Pana.

s. Bogusława Sawicka CST

Archiwum Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Podziel się: